Okiem doktora – edycja wigilijna

wzrost

Moi drodzy. Życzę Wam wszystkiego najlepszego w tym wyjątkowym okresie. Dziś do tych życzeń dołączam napisany właśnie felieton. Na przełomie roku obiecuję rozwinąć go o wykresy i więcej rynkowych wniosków. Teraz jednak pamiętajcie o tym, że gospodarka i rynki są ważne, ale ważniejsze jest to, abyśmy czuli się szczęśliwi. Oby to dotyczyło każdego z nas.

Rok 2022 nie wzbudził przesadnego optymizmu, ani w gospodarce, ani o rynkach. Pisząc o perspektywach, raz jeszcze trzeba używać słowa “kryzys”. Jednak jest to kryzys inny niż wszystkie. Zrozumienie jego genezy ułatwi nam także ocenę sytuacji i perspektyw.

Powojenne prosperity

Cofnijmy się zatem do drugiej połowy ubiegłego wieku i zwróćmy uwagę, co napędzało najszybszy rozwój globalnej gospodarki w historii. Po wyniszczającej wojnie mieliśmy demograficzną eksplozję. Wnioski wyciągnięte z przyczyn, które doprowadziły do tego dramatu sprawiły, że jednocześnie bardzo silne były procesy integracyjne. Zarówno w Europie (EWS), jak i globalnie (GATT). Z czasem proces ten zaczął obejmować w większym stopniu także gospodarki rozwijające się. Tymczasem wzrost gospodarczy to funkcja pracy, kapitału i postępu technologicznego. Demografia zapewniła to pierwsze, globalna integracja pozwoliła na korzyści ze specjalizacji pracy – dezinflację obniżającą koszt kapitału oraz większą efektywność zapewniającą postęp technologiczny. Pomijam tu kwestię równego podziału owoców tego wzrostu, koncentrując się na niezaprzeczalnym ich istnieniu. Walka o udział w tym torcie zaczęła prowadzić do zahamowania, a następnie odwrócenia tych korzystnych procesów. A może to bardziej rozleniwienie rozwiniętych społeczeństw, dla których korzyść krańcowa z dalszego wzrostu nie warta jest dodatkowego wysiłku? Uważam, że tych czynników jest nawet więcej, ale chcę skoncentrować się bardziej na ich konsekwencjach.

…oraz efekt „późnego Rzymu”

Te oczywiście nie pojawiają się od razu. Samo odłączenie się Wielkiej Brytanii od Unii, mogłoby zostać uznane za umiarkowanie szkodliwe. Podobnie jak przemysłowa polityka Trumpa, czy coraz większy izolacjonizm Chin. Procesy te jednak występują jednocześnie i dawały o sobie znać już przy okazji poprzedniego spowolnienia z 2018 roku. Teraz doszła do tego oczywiście rosyjska agresja, ale przypisanie jej wszystkich gospodarczych bolączek (co jest bardzo modne), jest grubą przesadą i niezrozumieniem.

Pandemiczne herezje

Wokół pandemii COVID narosło wiele mniej lub bardziej spiskowych teorii, do których nie ma sensu się odnosić. To jednak gospodarcza reakcja na pandemię pokazuje istotę dzisiejszych wyzwań jak na dłoni. Jak już zasygnalizowałem, źródła szybkiego strukturalnego wzrostu (czyli takiego po oczyszczeniu z cykliczności) zaczęły wysychać na długo przed pandemią. Jednak przyznanie tego społeczeństwu ze strony polityków jest wyjątkowo niepopularną sprawą i lepiej udawać jest, że problem ma charakter nie strukturalny (wymagający często nieprzyjemnych reform, o ile w ogóle możliwy do zaadresowania), a cykliczny (który można naprawić w sposób „przyjemny” – zwiększając wydatki, obniżając podatki oraz koszt pieniądza). Pokazała to już reakcja na wspomniane spowolnienie sprzed czterech lat, okrzyknięta „pivotem”, który dziś tak bardzo prześladuje inwestorów. To jednak nic w porównaniu z reakcją na efekty pandemii, kiedy to działania o charakterze cyklicznym były znacznie silniejsze niż wynikałoby to z potrzeby doprowadzenia wzrostu do (spowalniającego) trendu i pojawiło się wiele opinii, iż w ten sposób uda się przyspieszyć także wzrost strukturalny. Ponieważ kłóciły się one z większością dorobku myśli ekonomicznej, efekty w postaci obecnej stagflacji nie były aż tak trudne do przewidzenia.

…i powrót „do bazy”

Cały ten wywód mam nadzieję doprowadził nas do względnie klarownych konkluzji. Obecną antyinflacyjną politykę głównych banków centralnych postrzegam jako pierwszy krok w kierunku powrotu do normalności. Przywrócenie stabilności cen oznacza ograniczenie niepewności, a zatem długofalowo jest korzystne dla rozwoju gospodarczego. Jeśli jednak towarzyszyć będzie temu silna deglobalizacja, samo zdławienie inflacji to będzie zbyt mało. Patrząc zatem na rok 2023, a być może i kolejny, musimy zatem myśleć o konieczności oddania tego wzrostu, który pożyczyliśmy sobie w ostatnich latach.

5 thoughts on “Okiem doktora – edycja wigilijna

  1. Panie doktorze, zanim odniosę się do wpisu, pragnę złożyć życzenia świąteczne i noworoczne.

    Wracając do wątku, wychodząc faktycznie ponad cykliczność do trendów sekularnych, są sprawy, które wymagają rozwiązań strukturalnych. Kwestia demografii, energetyki czy struktury rynku pracy będą bolączką kolejnych dekad. Żeby utrzymać stabilność cen będziemy zmuszeni do życia z nikłym wzrostem gospodarczym. Niestety, ale obecna faza coraz bardziej wyraźnego socjalizmu tylko uwypukli wyżej wspomniane problemy. Tylko społeczny odwrót od socjalizmu do wolności gospodarczej może rozpocząć nowy sekularny trend wzrostu gospodarczego.

  2. jeśli rządzący w usa doszli do wniosku że trzeba urealnić system pieniężny to przed giełdą nie rysują się miłe perspektywy

    1. No jak się nie szykują? Jeden przez drugiego analityk „nie wyklucza wyjścia górą” i jednocześnie nie może znaleźć odpowiedzi na to dlaczego zamiast rajdu świętego mikołaja jest dystrybucja i lekki strach czy za chwilę się nie posypie. Codziennie na S&P o ile w ogóle pojawi się wyciąganie do góry, to za chwilę jest to zasypywane, ale z umiarem, żeby ulicy za szybko nie wystraszyć. Aż jestem ciekaw jak to będzie wyglądało jak już w końcu dotrze, że ta konsolidacja nie ma jednego możliwego ujścia. Ale czy zdarzyło się, że skończyła się bessa bez paniki i wysypywania akcji na wyścigi? I pytanie czy zjazd, który teraz się czai jest ostatnim czy może za jakiś czas będzie głębiej. Bo to przekonywanie wszędzie gdzie się da, że będzie git i w zasadzie to już zaraz inflacja do celu i znowu tylko do góry w ogóle mnie nie przekonuje. Bawi mnie też określenie „miękkie lądowanie”. Czyli jak -0,01 to tragedia, a jak +0,01 to uff ale lekkie spowolnienie? Przecież to niczego w zasadzie nie zmienia.

  3. Panie Przemku, chcialem odniesc sie do „covidowego dodruku”, ktory tak jak Pan pisze, byl przesadny i skutki inflacji nie byly trudne do przewidzenia. Daleki jestem od spiskowych teorii, ale chcialbym przypomniec sytuacje przed covidem. Pamietamy ujemne stopy procentowe, ktore powodowaly, ze kraje/firmy o slabej kondycji, zadluzaly sie za darmo. Pozyczkodawcy nie otrzymywali nic w zamian. Rentownosci wszystkich obligacji (od jednomiesiecznych do 50-letnich) Wloch, Niemiec, Szwajcarii byly we wrzesniu 2019 ujemne. Jakie mogly byc konsekwencje ujemnych stop, tego nie wiem do konca, ale nie bylo to zdrowe.

    Kilka miesiecy pozniej rozpoczal sie „covidowy dodruk”, poprzedzajacy dynamiczny wzrostu kosztu pieniadza na Swiecie. Sytuacja zmienila sie diametralnie, lub zostala zmieniona przez politykow/bankierow centralnych.

    Chcialbym zapytac Pana o Pana zdanie na temat ujemnych stop, w przededniu wybuchu pandemii. Jakie mogly byc nastepstwa utrzymywania ujemych stop przez nastepne lata?

    pozdrawiam
    Marcin

    1. ufff, temat rzeka, w zasadzie często przewijający się w moich wpisach

      przy ujemnej stopie popyt na pieniądz jest duży ponieważ cena pieniądza nie selekcjonuje tych, którzy chcą go wykorzystać w sensowny sposób od pozostałych, przez co dochodzi do zaburzenia alokacji kapitału i osłabienia długoterminowego wzrostu gospodarczego

      trochę terii o cenie pieniądza:

      https://open.lib.umn.edu/principleseconomics/chapter/25-2-demand-supply-and-equilibrium-in-the-money-market/

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.