Okiem doktora – rynki czekają na pivot Fed

Po raz kolejny zbliżające się posiedzenie Fed wlewa nadzieja w serca inwestorów. Do tego stopnia, że przyćmiło niepokojące tendencje wyłaniające się z raportów kwartalnych spółek. Po bardziej gołębim posiedzeniu Banku Kanady i nieco dwuznacznym EBC rynki oczekując pivot Fed. Czy jednak nie rozczarują się po raz kolejny?

Pivot Fed – co to jest?

Pivot Fed stał się w tym roku jednym z najgłośniejszych haseł na rynku. Dlaczego? W dużym skrócie dlatego, że giełdy spadają, a inwestorzy wyczekują chwili, aż to się zmieni. Nic dziwnego – Fed nauczył rynki takiego zachowania, szczególnie wiosną 2020, gdy bezprecedensowy dodruk wygenerował gigantyczne wzrosty cen mimo ogromnych obaw co do gospodarki. Sama nazwa „pivot Fed” pochodzi jednak z początku 2019 roku, kiedy amerykański bank centralny w obliczu spowolnienia, ale przede wszystkim spadków na Wall Street, zaniechał zacieśnienia pieniężnego i bardzo szybko przeszedł do luzowania. To oczywiście spodobało się rynkom, które nadal mają nadzieję, na podobny scenariusz. Wspominałem o tym w poprzednim wpisie.

Artykuł WSJ nakręcił oczekiwania na kolejny pivot Fed, a zostały one wzmocnione decyzją Banku Kanady, który podniósł stopy mniej niż oczekiwano. Czy Fed może postąpić podobnie, dolewając paliwa do giełdowego odbicia?

Jedna bardzo dobra wiadomość

Ostatnie konferencje prezesa Fed zaczynają się od stwierdzenia, że przywrócenie kontroli nad inflacją jest obecnie najważniejsze. Przyczyn wzrostu inflacji w USA było wiele. Jedną z nich była bardzo nietypowa sytuacja na rynku samochodów. Populistyczna i – powiedzmy wprost – bezsensowna decyzja o wysłaniu ludziom czeków z gotówką w połączeniu z ograniczeniami COVID sprawiły, że nowe auta szybko stały się niedostępne, a w związku z tym ceny używanych poszybowały w górę. Mieliśmy wręcz bańkę na rynku używanych samochodów, która właśnie pęka i można argumentować, że przyczyniają się do tego wyższe stopy procentowe. To będzie mieć dość silny efekt dezinflacyjny.

Na rynku używanych samochodów w USA mieliśmy prawdziwą bańkę – ta jednak zaczyna pękać. Źródło: zerohedge

Jeśli szacunki Bloomberga się sprawdzą, tylko z tego tytułu inflacja za październik (także bazowa) powinna być o ok. 0.5pp niższa. To sporo, a do tego od października dochodzi efekt wyższej bazy roku poprzedniego.

Po miesiącach dokładania się do inflacji używane samochody zaczną mieć efekt dezinflacyjny. Źródło: Bloomberg

Do tego dochodzą inne czynniki, takie jak spadające ceny frachtu, czy też spory spadek cen gazu, które powinny pomóc w rozładowywaniu presji inflacyjnej. W połączeniu z efektami bazy wygląda na to, że szczyt inflacji w USA za nami, pozostaje jednak sprowadzenie jej na trwałe w okolice 2%.

Fed stawia na szali swoją wiarygodność

Z drugiej mówimy tu o przyszłej inflacji, zaś na zbliżającym się posiedzeniu Fed odniesienie się zapewne główne do opublikowanych danych za wrzesień (kiedy to inflacja była wyższa od oczekiwań) oraz do bardzo mocnego rynku pracy. Dodatkowo warto odnotować, że gra na „pivot Fed” niemal automatycznie podnosi ceny ropy, a to z kolei oddziałuje proinflacyjnie. Ponadto prezes Powell bardzo mocno zainwestował w wizerunek inflacyjnego jastrzębia, aby ryzykować teraz przedwczesną zmianę zdania.

Co zatem zrobi Fed?

Sama decyzja w listopadzie została dobrze zakomunikowana i będzie to podwyżka o 75bp, po czym główna stopa wzrośnie do 3,75-4%. Kluczem będą zapowiedzi kolejnych działań. To jak ja odczytuję artykuł WSJ to nie zapowiedź zmiany polityki, a wyklarowanie jej ścieżki, tak aby rynek był na nią przygotowany. Jeśli zapowiedzi WSJ potwierdzą się, główna stopa wzrośnie w tym roku do 4,25-4,5%. Stąd już bardzo niewiele brakuje do osiągnięcia przedziału 4,5-5%, na który niedawno wskazywali przedstawiciele Fed. Zatem cykl podwyżek może zakończyć się w pierwszym kwartale 2023 i nie będzie to oznaczało zmiany polityki, a po prostu realizację wcześniejszych zapowiedzi. Pamiętajmy, że jednocześnie Fed realizuje dość agresywne QT (w ramach którego ściąga z rynku 95 mld USD miesięcznie). Dla mnie pivotem byłoby:

– skrócenie cyklu podwyżek lub/i

– zapowiedź obniżek lub/i

– ograniczenie QT

Moim zdaniem nic z tego nie nastąpi na najbliższym posiedzeniu. Pamiętajmy, że ze względu na zmianę czasu decyzję poznamy w środę o 19:00, zaś konferencja rozpocznie się 30 minut później.

Co to oznacza dla rynków?

Jak zwykle reakcje rynków na duże wydarzenia bywają podstępne. Przykładem ostatnia publikacja inflacji, po której rynek zanurkował, aby szybko rozpocząć trwające nadal odbicie lub czwartkowe posiedzenie EBC, gdzie to bardziej rynek dopowiedział sobie zmiękczenie komunikacji. Mając to na uwadze, warto odnotować, że inwestorzy mocno „napalili się” na pivot Fed, a zatem nie wykluczyłbym rozczarowania, które byłoby negatywne dla indeksów i pozytywne dla dolara.

Natomiast w dłuższym horyzoncie, podtrzymuję to, o czym pisałem w ostatnich miesiącach:

– odbicie uważam nadal za „bear market rally”, wynikające z wyprzedania (tutaj tłit)

– rynki amerykańskie nadal są dość drogie

– trwające QT może doprowadzić do „wydarzenia systemowego”, które da lepszy punkt wejścia

– mimo to inwestorzy z niską ekspozycją na akcje powinni rozważyć stopniowe jej zwiększanie

– dolar jest drogi i w dłuższym horyzoncie powinien być tańszy

– co też oznacza, że warto postawić częściowo na rynki wschodzące (temat zamierzam rozwinąć)

Oczywiście, zapraszam Was też na poniedziałkowy webinar, pomimo długiego weekendu „gramy” standardowo o 7:50 🙂

13 thoughts on “Okiem doktora – rynki czekają na pivot Fed

  1. Akcje akcjami, a co z obligacjami o stałym kuponie? Proszę poruszyć temat zakupu amerykańskich obligacji długoterminowych w jednym z kolenym wpisów.

  2. Bardzo ciekawy wpis, dziękuję. Zastanawia mnie sytuacja na polskim rynku samochodowym. US rynek samochodów używ. notuje bardzo intensywne spadki często ~1% tyg./tyg; szacuje się, że spadki wyniosły już średnio 10/15% na rynku hurtowym. Z czasem ceny przeniosą się na ceny transakcyjne w detal. Konsensus jest jeden, ceny będą spadały mocno, przynajmniej do wiosny. Ceny na PL rynku w III kw. rosły o kilka proc. pomimo całkowitego załamania popytu. Dealerzy są zatowarowani, ze względu na zrywanie umów kupna pojazdów przez konsumentów, którzy po kilkunastu msc. czekania dostają nową „rynkową” cenę wyższą o kilkanaście proc. Dochodzi do sytuacji, że często różnica pomiędzy modelem nowym a używanym (3/4/5 lat) wynosi 10% na korzyść używanego. Chociaż ciężko nazwać to korzyścią dla konsumenta. Jakie jest Pana zdanie w tej kwestii? Czy również mamy w PL do czynienia z bańką czy drastycznym spadkiem siły nabywczej, na wzór tureckich konsumentów. Tam ceny samochodów rosną drastycznie od 2018 zanim jeszcze pojawiły się tematy zerwanych łańcuchów dost., lockdownów, wojny etc. a siła nabywcza liczona w relacji śr. pensja vs. śr. cena samochodu wróciła do 2004 roku. Czy czeka nas podoby scenariusz?

    1. myślę, że jednak to Turcji trochę nam brakuje
      w Polsce jest podobna sytuacja ale jednak nie na taką skalę jak w USA
      myślę, że ceny będą pod rosnącą presją – stopy procentowe + „niespodzianka inflacyjna” (także dotycząca samochodów) zrobią swoje

      1. Po drugiej stronie mamy prognozy inflacyjne MFW i KE, które zakładają, że skumulowana inflacja w PL w latach 23&24 wyniesie nieco ponad 19%. Tak silna deprecjacja waluty, kolejno 3 i 4 rok grubo ponad celem RPP, może spowodować stabilność cen dóbr trwałych. Jeśli miałby się Pan pokusić o prognozę, to uważa Pan, że mimo wszystko ceny na rynku samochodowych używanych w Polsce powinny tąpnąć podobnie do amerykańskiego rynku?

        1. uważam, że u nas sytuacja nie była aż tak nienormalna – ceny wzrosły, ale nie w tym stopniu. W USA bańka to była bardziej podaż niż popyt, o czym piszę też w najnowszym wpisie:

          https://przemyslawkwiecien.pl/inflacja/

          Ceny pewnie trochę spadną, ale nie oczekiwałbym załamania bo producenci nowych mają sporo wyższe koszty.

  3. A jak Pan się zapatruje na ETFy na obligacje jak DTLA dla USA lub IGLT dla UK? Z Pana analizy wynika, że za kwartał może dojść do zatrzymania cyklu podwyżek stóp. Do tego ostatnio byl popularny temat „krachu na obligacjach w UK”. Czy to nie powinna być naturalna inwestycja pod zakończenie cyklu podwyżek stóp? Może uda się coś ciekawego opowiedzieć na ten temat w porannym webinarze? 😉

    1. długi koniec krzywej jest ogólnie dość ciekawy faktycznie
      nie umiem powiedzieć czy to koniec wzrostów rentowności, ale już teraz w USA są one na dość ciekawych poziomach
      w przypadku ewentualnego krachu to też zabezpiecza nam nieco potrfel ryzykownych aktywów (w toerii wtedy obligacje jak i sam dolar powinny zacząć zyskiwać)

  4. Mam pytanie odnoście tematu o którym Pan mówił o zabezpieczaniu portfela przed ryzykiem walutowym. W przypadku np. akcji apple sprawa jest oczywista – mamy dolary i ponosimy ryzyko walutowe.
    A co w przypadku etfów szerokich. Np. mamy polecany przez Pana kiedyś ETF IEML na obligacje eem. Mamy więc etf denominowany w dolarach – kupujemy więc dolary by kupić ETF, ale ETF skupuje obligacje eem, a więc zabezpieczając się przed osłabieniem dolara rozumiem że popełniamy błąd logiczny bo zabezpieczamy się przed ryzykiem, które nas nie dotyczy?
    Pozdrawiam

    1. ieml to jest local currency gov bond więc nasze ryzyko walutowe jest względem koszyka walut EM, głównie BRL, MXN, trochę walut CEE i azjatyckich

  5. mowi sie ze wiekszosc transakcji na rynku zawierana jest automatycznie (ok. 80%), byc moze m.in. stad ta regularnosc na EUR/USD, wydaje sie (przynajmniej ostatnio : P ) ze ruchy na EUR/USD sa przed decyzjami o stopach i danych o inflacji, dlatego np. niedawno wymienilem EUR na stablecoiny w dolarze (USDC, na Coinbase nie ma obecnie prowizji na wymiane ; ) 2 dni przed EBC, pospieszylem sie o dzien : P dzis widze dolar juz rosnie pod FED, bitcoin lekko spada, moze dokupie po 10 (USA CPI)

    moze pan czasem cos powiedziec o zlocie i CHF ; )

    PS. ogolnie MEGA analizy

    pozdrawiam

  6. Panie Doktorze, ja jestem ciągle daleki od gry na spadki USD – przynajmniej wobec „standardowych walut”, czyli tych, wobec których DXY jest ustalany. Oczywiście inaczej sprawa się ma z walutami takimi, jak BRL (aczkolwiek i tu można mieć wątpliwości, jak polityczna sytuacja wpłynie na BRL), ale to osobny temat. Uważam, że posiadanie obecnie dużej ekspozycji na waluty krajów europejskich (może z wyjątkiem NOK czy CHF) jest bardzo ryzykowne. Rozpasane „balance sheets” korporacji i rządów, kolejne programy socjalne mające na celu uspokoić suweren przyzwyczajony latami dobrobytu do wielu wygód a jednocześnie mało efektywnej pracy. Kryzys energetyczny chwilowo zażegnany, ale co będzie za rok? Ja osobiście obstawiam powtórkę z rozrywki i być może wiosna / lato to będzie dobry czas na granie pod wzrost cen gazu. Można by tak wymieniać wiele punktów, które ewidentnie nie są jeszcze należycie wycenione, jeżeli chodzi o waluty naszego regionu z euro na czele. EUR, PLN, GBP są systemowo zagrożone scenariuszami zarówno deflacyjnego krachu jak i inflacyjnej spirali. Moim zdaniem tylko szybki wzrost produktywności WESPÓŁ z trwałym rozwiązaniem kryzysu energetycznego mogą rozbroić tę zadłużeniową bombę. Na to się póki co nie zanosi, więc ja nie szukam bunkra, a raczej uciekam czym dalej od strefy wybuchu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.